sobota, 26 kwietnia 2014

Liam +18

Imagine dla: Autusta


Powoli wjechałem na parking pod wielkim budynkiem, zbudowanym z wielkich okien. Popatrzyłem na miejsce pasażera i zobaczyłem [T.I.], która już czekała na pożegnalnego buziaka. Nie musiała długo czekać, moje usta od razu spotkały się z jej, a w mojej głowie pojawiła się tylko ona.
-Odbierzesz nie dziś po zajęciach? -jej piękny głos wypełnił pojazd.
-Tak, za ile kończysz? -zapytałem optymistycznie.
-Trzy godziny, potem jestem cała twoja. -śmiesznie pomachała brwiami.
Otwarła drzwi i ostrożnie wysiadła z samochodu. Obserwowałem ją do póki nie zniknęła za drzwiami szkoły tańca. [T.I.] była instruktorką, tańczyła znakomicie, uwielbiam, gdy to robiła, a co najważniejsze -kochała to. Zawsze byłem zazdrosny, na jej zajęcia przychodzili też faceci. To nie tak, że jej nie ufam, bo zaufanie to podstawa, ale jak widzę chłopców, śliniących się na jej widok to się we mnie zaczyna gotować.
Pojechałem do domu, czekając aż miną 3 godziny, czas mi się bardzo ciągnął, oglądałem telewizor, jadłem lody, ale dalej została jeszcze godzina. Nie mogłem czekać dłużej, więc wsiadłem w auto i pojechałem pooglądać jej zajęcia. Stanąłem za szybą i podziwiałem jak perfekcyjna dziewczyna daje uwagi swoim uczniom. Na moje szczęście szyba była przyciemniana, wiec nie miała mnie jak zobaczyć.
Krótkie spodenki, zasłaniające tylko połowę jej pośladków i koszulka na ramiączkach opinająca się na jej piersiach. Piękny uśmiech idealnie komponował się z jej falowanymi włosami. Długie i gęste rzęsy podkreślały jej niebieskie oczy z których emitowało szczęście i radość z wykonywania pasji. Znałem jej plan zajęć na pamięć, ostatnią lekcję prowadziła małym dzieciom, co sprawiało jej jeszcze więcej radości. Ich uśmiech motywował ją do pracy. Dzieciaki wybiegały z sali z pełnym uśmiechem i radością, a [T.I.] stała w drzwiach przybijając piątkę, każdemu z nich. To był jej zwyczaj, po za tym, że to byli jej uczniowie, bardzo się ze sobą zżyli, częste występy i rozmowy o pasjach powodowały zgranie w ich zespole.
Uśmiechnąłem się, widząc jak dziewczyna wyłącza sprzęt i gasi światło na sali. Wyszła z pomieszczenia, zarażona radością swoich podopiecznych.
-Cześć kochanie-podszedłem do dziewczyny przytulając do siebie jak najmocniej.
-Zgnieciesz mnie Liam -zaśmiała się i stanęła na palcach, dając mi soczystego buziaka.
Wziąłem ją na ręce, ściskając za pośladki i zaniosłem do szatni.
-Leć się przebierz, czekam na ciebie.-puściłem jej oczko.
Usiadłem na ławeczce czekając na moją ukochaną i rozglądałem się dookoła, nikogo już nie było, a zajęcia [T.I.], były ostatnimi w tym dniu. Wstałem i po cichu podszedłem do jej przebieralni, uchyliłem drzwi i wszedłem do dziewczyny.
-Liam! Wyłaź! -uderzyła mnie koszulką, stojąc w samym staniku.
-Ciii -wbiłem się w jej usta,.
Nie sprzeciwiała się, odwzajemniła pocałunek. Ostrożnie zsunąłem jej spodenki, delikatnie podnosząc z podłogi, opierając o ścianę kabiny. Pozbyła się mojej koszulki, rzucając ją na podłogę, a ja zacząłem składać pocałunki na linii jej szczęki. Rozpiąłem jej biustonosz, bez większych problemów i od razu zająłem się jej piersiami. Masowałem je całymi dłońmi na co z jej ust wydobył się cichy jęk. Zassałem jej sutki, które po chwili stwardniały. Odstawiłem ją na podłogę i zsunąłem jej koronkowe majtki. Włożyłem w nią dwa palce na co dziewczyna wygięła się, poruszałem nimi powoli i zmysłowo, a ona była wyraźnie zadowolona. Gwałtownie ściągnęła moje spodnie razem z bokserkami. Podniosłem ją przypierając do ściany i mocno się w nią wsunąłem. Usłyszałem stłumiony jęk zaraz obok mojego ucha. Poruszałem się w niej, wypełniając ją w całości. Krótkie, namiętne pocałunki dodawały intymności tej chwili. Przyjemność rozchodząca się po moim ciele, była wyjątkowa. Byliśmy oddani chwili, jednak nie potrzeba było dużo czasu, po chwili oby dwoje czuliśmy się spełnieni, a ja delikatnie wysunąłem się w dziewczyny.
[T.I.] wyglądała jakby wpadła w szał, zapominając o wcześniejszej chwili, szybko zaczęła się ubierać, więc ja zrobiłem to samo. Pociągnęła mnie za rękę, zmuszając tym samym do opuszczenia szatni. Zjechaliśmy windą na dół, a ona bez zastanowienia podbiegła do drzwi.
-Zamknięte!- oburzyła się.
-Wygląda na to, że dziś śpimy tutaj -dałem jej buziaka -na szczęście jesteśmy razem. Kocham cię.

Przepraszam.
Nie umiem czegoś takiego pisać.
To mój pierwszy imagin +18 i wiem, że jest beznadziejny.
Nie nadaję się do tego.
Strasznie ciężko mi się go pisało.
Dlatego też liczę na komentarze. ;)
Julka K

niedziela, 20 kwietnia 2014

Louis cz. 3 (ostatnia)

-Twój wybór -po raz kolejny musnął moje usta.

Na chwilę się zawahałam, ale odwzajemniłam pocałunek. Nie wiem, dlaczego się tak zachowywałam, przecież znałam oblicze Louis'a.

-Pójdę po coś do sklepu -przerwał moje rozmyślenia.
-Pójdę z tobą -przytuliłam go mocno.
-Nie, zostań, zaraz wrócę.
-Jesteś pewien?
-Tak -pocałował mnie w czoło i poszedł włożyć odzież wierzchnią.

-Zaraz wracam! -krzyknął z pod drzwi.
-Będę czekać -również mu odkrzyknęłam.

Siedziałam na kanapie bawiąc się newrowo palcami.
Co chwilę zerkałam na zegarek wyczekując Louis'a.
Dziesięć minut.
Dwadzieścia minut.
Pół godziny.

-O nie! To już za długo trwa, przecież sklep jest po drugiej stronie ulicy. -krzyknęłam A co jak coś się mu stało? -naszedł mnie strach -Nie, nie. -uspokajałam się

Nagle za oknem usłyszałam dzwięk karetki pogotowia. Chciałam spojrzeć na tą sytuację, przez okno, ale wymalowane na nim wzory nie pozwalały mi na to. Włożyłam buty, płaszcz i wyszłam na ulicę.

Krew spływała po zamarzniętym chodniku, a funkcjonariusze policji przesłuchiwali mężczyzne, który miał odcisk ludzkiego ciała na masce. Stanęłam na palcach, próbując ujrzeć osobę którą reanimowali lekarze.
Piękne kasztanowe włosy, wyraziste kości policzkowe, bordowa czapka na czubku głowy. Zaraz! Przetarłam oczy i spojrzałam na wcześniej opisywaną przeze mnie osobę, modląc się żeby to nie był on, ale niestety. Louis.
Szybko podbiegłam do lekarzy.

-Kim pani jest? -szybko podeszli do mnie funkcjonariusze.
-Jestem jego dziewczyną -wskazałam trzęsącym się palcem na Louis'a.
-W takim razie proszę z nami.

Ruszyłam powolnym krokiem za policją.

-Panie funkcjonariuszu! -zawołałam.
-Tak? -odwrócił się.
-C..co tu się właściwie stało?

Mężczyzna wziął głęboki oddech.

-Pani 'chłopak' został potrącony przez auto -mówił cichym głosem.

-Szybko bierzemy go! -krzyknął jeden lekarzy.

-Chyba pani chłopak się obudził -odezwał się policjant.

Podbiegłam do przytomnego Louis'a który leżał już na noszach. Lekko się uśmiechnął.

-[T.I] -powiedział słabym głosem.
-Ćśś -przyłożyłam palec do jego ust -Teraz musisz odpoczywać.
-Przepraszam.
-To ja cię przepraszam to moja wina. A teraz już odpoczywaj. Pojadę z tobą.

Położył swoją bladą i zimną rękę na moim policzku.

-Zaraz wracam -oznajmiłam mu.

Podeszłam do sprawcy wypadku i uderzyłam go 'z liścia'.

-Żebyś się chuju w piekle poniewierał -i odeszłam.

Wsiadłam do karetki i razem z Louis'em pojechaliśmy do szpitala.

Teraz już wszystko jest dobrze, nie pozwalam Louis'owi samemu wybierac się na zakupy, jesteśmy szczęśliwą parą, czasami się kłócimy, ale dla mnie to dobra wiadomość...

******************************************************************

No i jest ostatnia część! ZA BŁĘDY PRZEPRASZAM.
Jak widzicie wszystko skończyło się dobrze.
Zapraszam na mojego bloga
Jest juz nowy rozdział!
http://dzulies.blogspot.com/

Zapraszam was również na mojego twittera
@JulaZaremba

Kocham was x
wasza chanelle z

sobota, 12 kwietnia 2014

Niall :D

Imagine dla:  lonodnteeneger

Puszysta kołdra opadła na me ramiona, a ja delikatnie przeciągnęłam się, poduszką zasłaniając swoją twarz, na którą padały promienie porannego słońca. Śpiew ptaków i świeże powietrze pobudzały mnie do kolejnego dnia. Przewróciłam się na drugi bok i poczułam nad sobą czyjś oddech. Pomału otworzyłam oczy i ujrzałam Nialla, który składał delikatne pocałunki na moim obojczyku.
-Dzień dobry księżniczko.
Tak bardzo kocham ten jego poranny, głęboki głos, który powala mnie na kolana. Wspiął się na łóżko obok mnie, podając mi śniadanie. Kawa z mlekiem, rogalik z czekoladą i mała pomadka w rogu tacy to komplet, który uwielbiam. Dobrze wiedział jak sprawić uśmiech na mojej twarzy. Jesteśmy ze sobą już tyle czasu, a on dalej nie przestaje mnie zaskakiwać. Zjadłam posiłek z niemałą pomocą mojego łakomczucha.
-Kochanie -zaśmiał się -troszeczkę się tu ubrudziłaś.- wskazał palcem na róg moich ust.
-Palcem się nie pokazuje.-oburzyłam się.
Położył dłoń na moim policzku i delikatnie starł czekoladę, po chwili dając mi soczystego buziaka. Lubiłam tak sobie z nim leżeć, sama jego obecność przyprawiała mnie o uśmiech na twarzy. Czy to dziwne? Nie sądzę, wydaję mi się, że to właśnie jest miłość. Nigdy na siebie nie narzekaliśmy, zawsze cieszyliśmy się swoim towarzystwem i widokiem, a gdy blondyn wyjeżdżał w trasę, zawsze żegnaliśmy się ze łzami w oczach. Każdy dotyk budził stado motyli w moim brzuchu, a jego głęboki głos przyprawiał o dreszcze.
-Wstawaj.- pociągnął mnie za rękę i ciągnął z łóżka. Mocno chwyciłam się pościeli i nie dawałam za wygraną.
-Jeszcze chwila.- marudziłam. Nigdy nie byłam zwolenniczką wczesnego wstawania. Popatrzył na mnie z politowaniem, ale po chwili na jego twarzy zagościł chytry uśmiech, a w oku iskra nadziei, że jednak jego plan się uda. Pochylił się nade mną i oparł swoje czoło o moje. Uwielbiałam jego bliskość, której w życiu nie miałam za wiele. Wykorzystał moment mojej słabości i szybko wziął mnie na ręce, zanosząc do łazienki. Udawałam obrażoną, uderzając pięściami w jego tors. Niestety to go nie ruszało, często chodził na siłownie i w wolnym czasie ćwiczył. Ja z natury byłam drobną dziewczyną, która nie miała zbyt dużo siły, a teraz gdy dopiero wstałam, moje ciosy były dla niego nieodczuwalne.
-No już dobrze.- postawił mnie na nogi, przytulając całym ciałem. Obróciłam się na pięcie i zrobiłam poranną toaletę. Nie umiałam się na niego długo gniewać, podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach, wplatając palce w jego postawione włosy. Mruknął. Wiedziałam, że tak zareaguje, uśmiechnęłam się na samą myśl przewagi nad nim.
-Zrobisz dziś obiadek?- uśmiechnęłam się szeroko, ukazując białe zęby.
-Pewnie. -dał mi buziaka i poszedł do kuchni.
Wyciągnął wszystkie potrzebne składniki i potrzebne narzędzia do wykonania potrawy. Po umiejscowieniu wszystkiego w misce zaczął miksować, napinając swoje mięsnie. Wyglądał nieziemsko. Ciasto po chwili było gotowe, a po domu rozniósł się zapach smażonych naleśników. Usiadłam przy stole przed moją porcją, na której Niall narysowal serce z polewy czekoladowej.
-Skąd wiedziałeś, że mam ochotę akurat na nie?
-Bo to twoje ulubione danie i uwielbiasz je jeść, a dziś musisz mieć dużo siły.- uśmiechnął się.
-Dużo siły? Jak to? Na co?- zdziwiłam się.
-Zabieram cię na spacer.- mrugnął do mnie okiem.
Zjadłam obiad i położyłam się na kanapie, opadając na puszyste poduszki.
-A ty co?- zaśmiał się.
-No odpoczywam.
-Wstawaj. Idziemy na spacer.- pociągnął mnie za rękę,a ja już stałam na prostych nogach.
Szliśmy polnymi uliczkami już dosyć długo. Świeże powietrze dodawało motywacji do dalszego spaceru. Nogi dawały się we znaki, ale w towarzystwie Nialla wszystko było przyjemne. Robiło się coraz ciemnej, a świerszcze zaczynały wydawać charakterystyczny dźwięk. Nie do końca sprawiało mi to przyjemność, na szczęście chłopak wyczuł to od razu i przytulił mnie swoim silnym ramieniem.
-Daleko jeszcze?- zaczęłam marudzić.
-Nie, jeszcze tylko kawałek.
Słońce zaraz zajdzie, ale koło nas było coraz mniej zboża i wychodziliśmy pomału z terenów wiejskich. Doszliśmy na wysoki klif. Zawsze uważałam, ze morze jest cudowne, przypomina mi życie. Z jednej strony ciche i spokojne, ale potrafi okazać huragan, by potem znów móc zrównać się z ziemią.
Usiedliśmy na brzegu i podziwialiśmy zachód słońca. Nagle poczułam jego brak, przyjemne ciepło opuściło mnie, gdy rozejrzałam się, aby zobaczyć gdzie zniknął, zobaczyłam jak klęczy.
-[T.I.] czy zechciałabyś zostać panią Horan i uczynić mnie najszczęśliwszym chłopakiem na świecie? -zapytał powoli z lekką obawą w głosie.
Nie byłam w stanie odezwać się nawet słowem, odebrało mi mowy. Po prostu rzuciłam się w jego ramiona, a on od razu zrozumiał mój gest.

Łapcie Horana.
Pamiętajcie, że komentarze są mega motywujące.
Staram się pisać dłuższe imaginy, ale nie zawsze mi to wychodzi :/
Kocham Was bardzo mocno <3
Julka K

środa, 9 kwietnia 2014

Louis cz.2

-No i spokój –powiedział Louis rzucając się na kanapę.
-Tak masz zamiar spędzić resztę dnia –spytałam.
-Tak, właśnie tak –zarzucił nogi na stolik do kawy.
-Jak chcesz.
-A ty? –zaciekawił się.
-Ja muszę rozpakować moje rzeczy.
-Nie –przeciągnął –zostań. Oglądniemy sobie film, będzie fajnie.
-No n… -przerwał mi.
-Chodź! –gwałtownym ruchem posadził mnie na kanapie.

Louis wybrał horror. Taa, typowe jak na niego. Wie dobrze jak się ich boję i zawsze znajduje okazję, aby bardziej mnie wystraszyć. Sięgnęłam jeszcze po popcorn i rozpoczęliśmy nasz seans. Tak, najzwyczajniejszy  horror, ciemne zaułki, groźna muzyka, która nadawała kolorystyki filmowi, potwory i inne straszne rzeczy.

-Bu! –krzyknął.
-Aaa! –serce omal wyskoczyło mi z piersi.
-Hahah jak ja lubię to robić –zaśmiał się.
-Idioto! –cisnęłam w niego popcorn’em  –A masz!
-Ej, to nie fair –obraził się
-O już idioto, nie fochaj się –przytuliłam go.
-Masz szczęście –przytulił mnie mocniej, kontynuowaliśmy nasz seans.


-O fu! –schowałam głowę w jego ramionach, gdyż sceny ukazywane w danej chwili na filmie były dla mnie odrzucające.
-Już, już –pocieszał gładząc moje włosy.
-No dobra, ja już idę.
-Co? Gdzie?
-Do łóżka. Spać.
-Nigdzie nie idziesz! Nie ma mowy –zaprzeczał.
-Oj Lou no proszę, jestem zmęczona –błagałam.

Chłopak cały ten czas, trzymał mnie za nadgarstek. Prosiłam, aby mnie puścił i pozwolił już się oddalić, ale ten jak zawsze stawiał na swoim, i nie dawał za wygraną. Miałam zamiar mu się wyrwać, gdy chłopak pociągnął mnie znacznie silniej, za wcześniej wspomnianą kończynę i z lekkością wpił się w moje usta. Ja nie protestując, oddałam pocałunek z jeszcze większym uczuciem. Oboje lekko zszokowani oderwaliśmy się od siebie, nie mówiąc ani słowa, jak najszybciej udałam się do mojej ‘nowej’ sypialni i zaczęłam rozpakowywać wszystkie moje rzeczy. Robiłam to w szybkim tempie. Czemu? Chyba ze stresu. Ze stresu przed tym, co przed chwilą miało miejsce w salonie. Po chwili, mój nadgarstek, ponownie został ‘zajęty’.

-Może ci pomóc –Louis zachowywał się jakby nigdy nic.
-Jak chcesz –odpowiedziałam obojętnie.

Chłopak ujął moje dłonie i już chciał ponownie zatopić się w moich ustach…

-Naprawdę tego chcesz? –zawachałam się.
-Oczywiście–oznajmił dumnie.

Każde z nas oddawało pocałunek jeden po drugim, i cieszyło się obecnością drugiej osoby. Nie chciałam kończyć tych ‘przyjemności’, ale czas i okoliczności zmuszały mnie do tego. W końcu Lou przeszedł tu żeby mi pomóc. Tak? Ręką wskazałam na moje rzeczy, które znajdowały się w pudle. Chłopak zręcznie zaczął przepakowywać je do niewielkiej szafy, która stała w rogu mojego ‘nowego’ pokoiku.

-[T.I]? –zaczął.
-Tak?
-To co stało się w salonie… -przerwałam mu
-Spoko. Jeśli chcesz możemy o wszystkim zapomnieć .
-No właśnie ja nie chcę –powiedział nie śmiało…


****************************************************************************
No i jest kolejna część, która chyba jest tą przed ostatnią. Mam nadzieję że wam się podoba J
UWAGA! Pod tym rozdziałem musi być minimum 8 KOMENTARZY i wtedy pojawi się, kolejny rozdział.
Kocham was x

Wasza chanelle z

niedziela, 6 kwietnia 2014

Louis ;)

Imagine dla: Wiktoria Tomlinson Carrotka

Siedziałem na kanapie, oglądając stare zdjęcia, przywołujące tyle wspomnień. Szkolne czasy, ślub, poród, wszystko w jednym albumie. Obok siedząca [T.I.] z Simonem na kolanach daje idealne połączenie do przytoczenia sobie całego dobra i zła, które wyrządziło życie.
*10 lat temu*
Kate, tak bardzo mi się podoba. Jest wspaniała, ma piękne oczy, długie włosy, biust też niczego sobie, ale to co najważniejsze, dobrze mi się z nią rozmawia. Niestety życie jest okrutne, a ją pociągają dupki. Szkolna elita z przywódcą Jakiem… można to tak nazwać. Opuszczone w kroku spodnie, zero szacunku i politowania. Co ona w nich widzi?
Nie mam na co liczyć, jestem zwykłym chłopakiem, który ma dobre stopnie i zawsze da odpisać zadanie. Chciałbym się zmienić, być jak Jake, ale nie potrafię. Kultura i życzliwość to pierwsza zasada, którą stawiała mama na moje wychowanie. Zawsze powtarzała, jak ważna jest wyrozumiałość, szacunek i umiejętność słuchania. Natomiast im wydaje się, że są królami świata, że wszystko musi być po ich myśli, że wszyscy muszą im zrobić przejście, bo przecież ominąć kogoś to wstyd. To prawda nie podoba mi się takie zachowanie, ale zrobię wszystko, żeby Kate mnie zauważyła.
[T.I.]- niby skryta i zawsze miła, ale ma swój pazur. To jedyny ratunek, na pewno mi pomoże, nigdy nie odmawia pomocy. Słyszałem, że wyrzucili ją z poprzedniej szkoły za niestosowne zachowanie w stosunku do nauczycieli, za co teraz nikt by jej nie podejrzewał.
 Jest jeszcze jeden problem, nigdy z nią nie rozmawiałem ma mało znajomych i prawie nic o niej nie wiem. Potrzebuję się najpierw z nią zapoznać. Podszedłem niepewnie, gdy siedziała w kącie pod ścianą. Wiedziałem, że tam będzie, zawsze spędzała tam przerwy na lunch. Spokojnie usiadłem obok, aby nie przestraszyć delikatnej dziewczyny. Popatrzyła na mnie kątem oka, ale nie wyrażała większego zainteresowania moją osobą.
-Em…cześć jestem Louis.-wyciągnąłem do niej rękę.
-Tak wiem, jesteśmy razem w klasie. – popatrzyła się w przestrzeń, jakby sobie coś nagle przypomniała.- Co chcesz?
-Chciałem po prostu porozmawiać, zawsze siedzisz tak sama, chciałbym cię poznać.- nie przestawałem się uśmiechać.
-Nie kłam. W tych czasach nikt nie podchodzi tak po prostu. Powiedz co chcesz to załatwimy to od razu, nie musisz marnować swojego czasu, który jest dla ciebie pewnie bezcenny.-odszczekała.
Tak jak przypuszczałem, jest miła, w końcu chce mi pomóc, ale w ten sam sposób jest chamska. Te dwa przeciwieństwa wydają się niemożliwe do połączenia a jednak [T.I.] jest idealnym przykładem.
-N..nic.- nie wiedziałem co odpowiedzieć, odebrało mi mowy.
Wstała i poszła. Zostawiła mnie tak samego. Nie wiedziałem co zrobić, jej zachowanie mnie totalnie zaskoczyło i zamurowało. Jakby się czegoś obawiała. W końcu się ocknąłem, wstałem i pobiegłem za nią, a ona po prostu, jak gdyby nigdy nic wyszła ze szkoły. Nigdy nie opuszczałem lekcji, nawet podczas choroby starałem się uczestniczyć w zajęciach, ale teraz coś cicho podpowiadało mi , aby pójść za nią. Mieszkała naprawdę blisko szkoły, niemal kilka metrów od bramy prowadzącej do wejścia. Wyższa siła kierowała moimi nogami, nie panowałem nad tym i sam podążyłem za dziewczyną, weszła do środka. Podszedłem cicho do okna i oglądałem dalszy ciąg wydarzeń. Oparła się plecami o ścianę i zaczęła płakać. Jejku, to moja wina, mogłem nie myśleć tylko o sobie i poznać ją w inny sposób. Miała racje w tych czasach każdy działał tylko i wyłącznie na swoją korzyść. Po prostu ruszyłem do frontowych drzwi pociągnąłem za klamkę i podbiegłem do niej, mocno przytulając. Zdziwiła się moją obecnością, ale po chwili odwzajemniła czułość. Przeniosłem ją delikatnie na sofę, byłą naprawdę delikatna.
-Co się stało?- zapytałem starając się być spoko.
Nie odpowiedziała, przytuliła się do mnie z całej siły i płakała bardziej.
-Nie zrobię ci krzywdy, chcę ci pomóc.
-Przypominasz mi mojego ojca. Kochał mnie, ale teraz już go z nami nie ma.- byłą roztrząśnięta.
Rozumiem co przeżyła, jest bardzo młoda, a straciła ojca i bardzo to przeżywa.
-Czasem warto zmierzyć się ze swoimi słabościami, a nie dusić je w sobie. Twój tata na pewno nie chciał cię opuścić, ale takie jest życie. Wszystko jest zaplanowane, nic się nie dzieje przez przypadek.- próbowałem ją uspokoić. Popatrzyła na mnie z nutką nadziei. –Będę przy tobie, nie bój się.
*4 miesiące później* 
To wtedy mi zaufała. Zaprzyjaźniliśmy się, wiedzieliśmy o sobie wszystko. Zwierzaliśmy się sobie, ale w pewnym momencie poczułem do niej coś więcej. To nie było proste. Stała się dla mnie wszystkim. Coraz więcej czasu spędzaliśmy razem, a ja za każdym razem czułem się inaczej w jej towarzystwie. Czułem się lepiej.
Odrabiała zadanie z matematyki, kucnąłem koło niej i obróciłem na krześle przodem do mnie.
-Zbieram się już. Mam zajęcia na basenie, postaram się wpaść wieczorem. – popatrzyłem w jej oczy i odpłynąłem, były idealne, zielone, duże. Ona cała była idealna, podniosłem się trochę i położyłem ręce na jej udach, składając delikatny pocałunek na jej ustach. Nie byłem na to wszystko przygotowany. Nie panowałem nad sobą. Była zdziwiona, ale było widać zadowolenie w jej oczach. Wstałem i założyłem na siebie swoją niebieską marynarkę. Mrugnąłem do niej okiem na pożegnanie i opuściłem jej dom.

Teraz siedzi koło mnie wraz z naszym synem. Od kilku lat mieszkamy razem i jesteśmy szczęśliwą rodziną. Wtedy gdy ją spotkałem miałem rację. Nic nie dzieje się przez przypadek.

„Każde cierpienie ma sens, ale nie każdy potrafi go zrozumieć.”

No to mamy Louisa ;)
Nieco inny niż zwykle :D
Liczę na komentarze, są cholernie motywujące.
Kocham Was <3